top of page

Tak o Szymku napisała jego mama:

Przy porodzie był tata, babcia Ela, która jest pielęgniarką, lekarz i trzy położne.

Nic nie wskazywało na to, że będzie tak źle. Przyszedł na świat po 14 godzinach od odejścia wód płodowych - 8 października 2002 roku. Podczas tego ciężkiego porodu doznał złamania obojczyka, miał wodniaki obu jąder. Jego waga urodzeniowa była bardzo ładna - ważył 4.300, a długi był na 58 cm. Nic nie wskazywało na to, ze już niedługo skończy się nasza radość z urodzenia ślicznego zdrowego synka, a zacznie się walka o życie...
Po trzech dniach zostaliśmy wypisani do domu. Wszystko było super, aż do tamtej chwili, której nigdy nie zapomnę, i która zawsze będzie mnie napawała lękiem-wszystko się zawaliło, nasze życie zmieniło bieg...
Gdy Szymuś miał 2 tygodnie Zachorował na zapalenie oskrzeli i płuc - pierwszy antybiotyk, potem drugi i następny... Temperatura 40˚C, po dwóch tygodniach przestał całkowicie pić mleko. Schudł okropnie. Były wizyty domowe, konsultacje z 6 lekarzami – wszyscy zgodnie orzekli: "kolka"
Gdy miał 6 tygodni schudł prawie 2 kg. Kręgi kolczyste kręgosłupa można było policzyć, a do tego jelita wypadały przez odbyt. Trafił do szpitala z odwodnieniem, zakażeniem bakterią e. coli, ziejącym odbytem.
Zrobiono usg i rtg jamy brzusznej – podejrzenie padło na neuroblastomę. W trybie szybkim został przewieziony do kliniki hematologii i onkologii w akademii medycznej w Gdańsku na oddział chemioterapii dziecięcej. I wtedy zaczęło się piekło... 

A obecnie mama pisze następująco...

tekst wkrótce

bottom of page